- Szkoda, że minęły te czasy, kiedy dawałam Ci kwiatek, abyś udekorowała nim garnitur twojego partnera. - mama przechyliła głowę i znów się zaśmiała. Taty nadal nie było w domu.
- Och... - lekko się zawstydziłam. - Mamo nie przesadzaj.
- Idź, bo się spóźnisz. - ponagliła mnie mama. Wzięłam płaszcz z wieszaka i pomachałam mamie zamykając już za sobą drzwi. Czasami irytowało mnie to, że mama tak się nade mnąwzrusza, ale nie mogłam nic na to poradzić. Tacy rodzice.
Rozejrzałam się po ulicy w poszukiwaniu czarnego BMW x5 Lou. Nie było to takie trudne, bo auto stało prawie na przeciwko wyjścia z mojego domu. Uśmiechnęłam pod nosem na widok dość elegancko ubranego bruneta opierającego się o auto.
- Pan na kogoś czeka? - podeszłam bliżej chłopaka.
- A ma pani coś na myśli? - spytał zupełnie poważnie. Chciało mi się śmiać.
- Potrzebna mi podwózka. Czy może by pan mógł...?
- Z wielką chęcią. - przerwał mi i ukazał rząd śnieżno białych zębów i otworzył drzwi od strony pasażera. Kiwnęłam głową na znak wdzięczności i wsiadłam do samochodu. Po tym jak on też wsiadł do samochodu pocałował mnie na powitanie. Ruszyliśmy.
- Mówiłaś, że z twojej koleżanki niezła laska? - zagadnął nie spuszczając oczu z drogi.
- No zależy jeśli kręcą cię blondynki o magnetyzującym spojrzeniu, pełnych ustach i krągłościach z tyłu i z przodu. - popatrzyłam się na niego z wymownym spojrzeniem. On położył rękę na moim kolanie i powiedział:
- Liam'a takie kręcą. - zaśmiał się. - A mnie natomiast kręcą brunetki o pięknych, długich włosach, pełnych ustach oraz niebanalnym poczuciu humoru.
- Nawet nie wiesz jaką mam ochotę ciebie pocałować teraz. - zdziwił mnie swoim wyznaniem tak, że przez jakieś 20 minut, czyli do końca drogi nic nie powiedziałam.
W końcu dotarliśmy do celu jazdy. Zaparkowaliśmy niestety trochę daleko od restauracji, ale spacerek jeszcze nigdy nikomu nie zaszkodził. Chyba tak, nie? Loui znów jak dżentelmen otworzył mi drzwi. Złapałam go za wystawioną przez niego rękę i wysiadłam z samochodu. Wsunęłam dłoń pod jego ramię i rozmawiając na jakieś błahe tematy doszliśmy do restauracji.
- Liam już pewnie przy stoliku. Jest bardzo punktualny - poinformował mnie Lou. Weszliśmy do środka. Wnętrze było bardzo gustownie, ale z przepychem urządzone. Restauracja miała dwa poziomy. Podeszliśmy do kelnera opierającego się o stolik z małym komputerkiem. Lou zapytał o stolik zamówiony na nazwisko Payne. Kelner poklikał coś na ekranie.
- Stolik numer 24, na piętrze przy balustradzie pięty z prawej. - odpowiedział miłym głosem pracownik. Uśmiechnęliśmy się w podziękowaniu i ruszyliśmy w stronę wskazaną przez mężczyznę. Poszliśmy we wzkazanym kierynku. Przy stoliku już czekał Payne. Jego włosy zaczesane były do tyłu, a ubrany był w granatowy garnitur.
- Liam! - powitał dobrze zbudowanego szatyna Louis. - Już nie sądziłem, że znajdziesz czas na starych znajomych i NY!
- No widzisz... Ja też nie sądziłem, że ty jeszcze pamiętasz o NYC. - skonstatował Liam.
- To jest Samantha, moja obecna dziewczyna. - przedstawił mnie Tommo.
- Liam Payne. Miło mi cię poznać. - powitał mnie, a ja posłałam mu ciepły uśmiech i podałam mu rękę, którą lekko ucałował
- Mi również. Dużo o tobie słyszałem. - jego głos miał w sobie to coś co powodowało, że chcesz z nim posiedzieć i pogadać jeszcze długo i jeszcze dłużej. Wydawał się nawet miły.
- Mam nadzieję, że tylko pozytywne rzeczy. - skomentowałam. - Ma jeszcze dojść do nas moja koleżanka Annabel. Pomyślałam, że nie zna jeszcze nawet Lou to za jednym razem, pozna również ciebie.
Niestety nie jestem osoba, która lubi mówić na pan i pani, a tym bardziej z osobą, która jest o rok ode mnie starsza.
Hello!
Nie, nie chciałam wcale zapoznać Annabel z chłopakiem, którego pokazał mi Lou na zdjęciu i, o którym mi opowiadał. Nie, nie wcale nie miała planów zrobić z nich parę. Louis opowiadał mi, że Liam prowadzi sieć warsztatów samochodowych. Podobno na pierwszy rzut oka jest zajęty tylko pracą, ale gdy przychodzi co do czego to nieźle imprezuje. Dla osób z zewnątrz umie być dość chłodny i konkretny, czy jak to nazwał Lou formalny, ale dla przyjaciół Li jest otwarty i jest to dusza towarzystwa. Można powiedzieć, że ma dwie twarze.
Usiadłam obok Louis'a, a Liam zajął miejsce na przeciwko niego. Na przeciwko mnie, koło Liam'a stało puste miejsce dla Annabel. Zaczęliśmy rozmawiać na różne tematy. Liam opowiadał trochę o swoim biznesie. Louis natomiast śmiesznie komentował jego wypowiedzi.
- Lou mówił, że kiedyś mieszkaliście razem w tej willi w górnym Manhattanie. - zaczęłam inny temat.
- A, tak. - Liam pokiwał głową. - Stare, dobre czasy, gdy zaczynałem karierę mechanika. Wtedy miałem nadzieję, że spełni się mój
American Dream*. No i mogę powiedzieć, że się spełnił.
Uśmiechnął się szeroko na wspomnienie tamtych lat. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu.
- Przepraszam was na momencik. - powiedziałam i przyłożyłam telefon do ucha.
-
Cześć Słońce! - w słuchawce usłyszałam pełen energii głos blondynki. -
To, który ten stolik o którym mówiłaś? Pamiętaj, żeby mi się podobał!
-
Jesteś okropna! Ale chodził ci o mojego czy tego drugiego? Hmmm....? A stolik 24, na piętrze piąty przy balustradzie. - wyjaśniłam. Niestety nie mogłam nazywać chłopaków po imieniu, bo po pierwsze nie wypadało. An zaśmiała się.
-
Raczej o tego drugiego. - teraz to ja nie mogłam opanować śmiechu. -
Za chwilę będę! Całusy.
- Narka. - pożegnałam się.
Chłopcy gadali na jakiś niezrozumiały dla mnie temat. O jakiś samochodach. Czy coś takiego. Nagle Liam zamilkł. Co mowę mu odebrało? Od razu zrozumiałam o co chodzi - Annabel. Brunet wytrzeszczył o czy i rozwarł usta. Posłałam Louis'owi wszystko mówiące spojrzenie.
- To Annabel. - wyszeptałam do Louis'a też zdziwionego zachowaniem Liam'a. Odwróciłam się, aby ocenić strój mojej przyjaciółki. Była
ubrana znakomicie. Sama dobrze rozumiałam znaczenie jej stroju. Biała spódnica i też biały top w kwiatki, to niewinny wygląd, te czarne buty i kultowa, mroczna torebka od Givenchy, jej grzeszny charakter. A jeansowa koszula, pewnie po to, aby nie robić jakiś skandali przez odsłonięty brzuch w tak osławionej restauracji. Blondynka posłała Liam'owi jedno z jej obezwładniających spojrzeń, wiedziała, że to on, bo pokazywałam jej zdjęcia Lou. Lekko przygryzła wargę i podeszła do naszego stolika.
- Witam. Mam nadzieję, że dobrze trafiłam. - uśmiechnęła się szeroko obejmując naszą trójkę wzrokiem. Liam, oczywiście, wstał jako pierwszy.
- Lepiej pani nie mogła. - Liam był twardym graczem, jeszcze Annabel go "nie obezwładniła". Polega to na tym, że faceci gapią się na nią nie mogą nic powiedzieć, ani się ruszyć. Zawsze ciekawił mnie ten fenamen, którym była Annabel. Może była syreną z ludzkimi nogami? Kto wie... Liam ucałował jej rękę nie spuszczając z niej wzroku. - Liam Payne, miło mi poznać.
- Annabel Bourne.
- Louis Tomlinson. Słyszałam, że moja dziewczyna już mnie obgadywała przy Tobie. - teraz z Annabel przywitała się Tommo.
- Ja słyszałam tylko komplementy. - Annabel posłała mu nie jednoznaczne spojrzenie.
- Cześć Skarbie! - Annabel podeszła do mnie i mocno mnie przytuliła.
Chwilę później zasiedliśmy już w pełnym komplecie przy stoliku. Podszedł do nas kelner, rozkładając przed nami oprawione w coś imitującego skórę, menu. Ja zdecydowałam się na kaczkę z gruszkami w sosie słodko-kwaśnym, Lou wybrał jagnięcinę z warzywami, Annabel wzięła to co ja. Okazało się, że Liam jest wegetarianinem, więc zamówił sałatkę grecką oraz dla nas wszystkich czerwone wino di Pape.
- Widzę, że Twoje umiłowanie do win rodem z Francji nie zmienia się? - Lou spytał Liam'a, który pożerał wzrokiem Annabel. Chciało mi się śmiać.
- Tak, tak mam do nich słabość. Ostatnio odkryłem niesamowicie słodkie, ale też lekko kwaśne wino ze szczepu winnego
Schoupe*. Niesamowity smak! - zachwycał się Liam akurat, gdy kelner rozlewał czerwone wino do kieliszków.
- Czym się pan tak właściwie zajmuje? - zaciekawiła się Annabel upijając łyk napoju z procentami.
- Jestem właścicielem sieci warsztatów samochodowych w zachodnich stanach U.S.A. Nie tylko mamy tam same warsztaty, ale też również myjnię i stacje paliw - chwalił Liam. - Muszę powiedzieć, że pomimo tego, że ten biznes na pierwszy rzut oka wygląda tak nieporadnie i pierwszą rzeczą, która każdemu nowojorczykowi przychodzi na myśl po usłyszeniu słowa warsztat samochodowy są raczej zdezelowane warsztaty na Brooklyn'ie, niż wypasione wielkofunkcujnie myjnio-warsztato-stację. Biznes nie jest łatwy muszę przyznać, ale jeśli zrobi się to co należy - korupcja, przekupstwo, pomyślałam. - da się nieźle prosperować.
- A ja już myślałem, że nic już z ciebie nie wyrośnie - dodał Louis z charakterystycznym dla siebie poczuciem humoru.
- Gdzie znajduje się siedziba pańskiej firmy?
- W LA. - odparł Li bez większego wzruszenia. - Jeślibyśmy mogli na ty?
Uśmiechnął się szeroko do Annabel. Ona jedynie zalotnie wydęła usta. Odetchnęłam z ulgą, bo dzięki temu rozmowa stanie się luźniejsza.
***
Annabel jest dziewczyną, która nigdy nie przestanie mnie zadziwiać. Jedno o niej jest pewne, no może oprócz tego, że jest chyba najbardziej czarującą blondynką jaka kiedykolwiek uczęszczała na Julliard, jest fakt, że interesowała się wszystkim. Nazywajcie to jak chcecie, może była ciekawska, ale chciała wiedzieć co się wokół niej dzieje. Wiedziała wszystko, od sytuacji w Azji Mniejszej po zamieszki w biedniejszych dzielnicach NY. W mieszkaniu trzymała wielką kolekcję Jazzowych hitów z lat. 20 i 30 XX w. Mówiła, że znalazła je kiedyś w jakimś tanim sklepie na Manhattanie. Przyznała mi się, że Jazzu słucha na okrągło i jest od niego uzależniona.
- Jest to gorsze niż narkotyki! - śmiała się.
Wracając już do dzisiejszego spotkania, czułam się trochę dziwnie. Rozmowa toczyła się głównie między Annabel i Liam'em, który za wszelką cenę chciał jej zaimponować. To było lekko irytujące. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam pisać SMS do Louis'a, który też co jakiś czas chciał włączyć się do rozmowy, ale za każdym razem nie udawało mu się to.
L: Przepraszam Cię za nią. Taki typ dziewczyny... :-*
Telefon Tomlinson'a zabuczał. Lou wyciągnął go z kieszeni i zerknął na sms, który mu przed chwilą wysłałam.
L: Nie przejmuj się. Cieszę się, że Liam ma wreszcie z kim pogadać. :-)
S: Myślisz, że jakbyśmy się ulotnili zauważyliby to?
L: Raczej nie... :-*
Po pół godzinie stałam już z Lou przed restauracją. Jakieś kilka metrów od nas stała Annabel i Liam znowu kłócących się o jakieś błachostki, nawet nie wnikałam w co. To, że się ciągle kłócili oznaczało tylko jedno - Liam podoba się Annabel i na odwrót. Chociaż An jest niesamowitą zagadką, więc oczywiście nie wykluczałam, że nie miałam racji. Zwróciłam się w stronę Lou i splotłam nasze palce przysuwając je na wysokość oczu.
- Gdy wychodziliśmy z restauracji Annabel poprosiła mnie, abym wracała z nią. Wiesz, trochę ją zaniedbuję przez ciebie. - przygryzłam niepewnie wargę.
- Dobra, dobra nie tłumacz się - musnął swoimi wargami moje usta, a następnie pocałował mnie jeszcze raz, ale o wiele mocniej.
- Nie przesadzacie trochę? Jesteśmy w miejscu publicznym - Annabel! Odskoczyliśmy od siebie przestraszeni. Pocałowałam Lou w policzek i pożegnałam się z Liam'em. An nawet nie zerknęła na Liam'a tylko uścisnęła Louis'owi rękę na pożegnanie. Ja i Annabel poszłyśmy w stronę Time Squere, a Liam i Louis za pewne po BMW.
Gdy uszłyśmy parę kroków, nie mogąc opanować mojej ciekawości zapytałam ją o dzisiejsze spotkanie:
- Ja wiem i ty też pewnie wiesz, że chciałaś z tego uczynić z tego podwójną randką.
- Przepraszam cię bardzo, ale z mojego planu nie wyszło nic, bo ty oczywiście kłóciłaś się z nim!
- Ej...! Wiesz, że tak łatwo moich nawyków nie zmienisz - posłała mi zwycięski uśmiech. - Ale dzięki temu wybadałam już grunt.
Wywróciłam oczami.
- No to pochwal się wynikami tych badań!
- Niestety nie mogłam kopać głębiej, ale muszę powiedzieć, że Liam ma dość interesującą osobowość, można go uznać za pewnego rodzaju fenomen. Czegoś takiego w swojej karierze jeszcze nie widziałam - ciągnęła swój wykład Annabel. - Dla ciebie jest to może trudno stwierdzić, bo ty jesteś zakochana i nie widzisz świata oprócz tego, też niezłego bruneta imieniem Louis. Ale Liam jest inny, to widać. Przynajmniej tak sądzę...
Annabel i te jej badania. Eh...
- No to się nieźle napracowałaś - skomentowałam.
- Pracy było dużo, ale jestem naprawdę zadowolona!
Wybuchłyśmy śmiechem.
Przed naszymi oczami ukazał się ten bardzo znany wieżowiec obwieszony reklamami z każdej strony. Tak, byłyśmy już na Time Square. Wszędzie było pełno ludzi; jedni siedzieli na ławkach lub chodzili podziwiając rozpraszające mrok telebimy, a inni bez opamiętania fotografowali komórkami to miejsce. Na chwilę przystanęłam i zrobiłam telefonem zdjęcie.
- Chodź! Zafunduje ci hot-doga! - pociągnęłam za rękę Annabel w stronę budki z tymi nowojorskimi kiełbaskami.
- No weź! Ja i tak już dzisiaj za dużo zjadłam - starała mnie odciągnąć od tego pomysłu.
- Ty i tak to niedługo spalisz...
Annabel posłała mi zabójcze spojrzenie,a ja rozłożyłam ręce jakbym nie rozumiała o co jej chodzi. Zamówiłam dwa hot-dogi: jeden z ketchupem, a drugi z musztardą i ketchupem dla mnie. Po zapłaceniu zasiadłyśmy na pustej ławce (co się tak często nie zdarza i to w tym miejscu), jadłyśmy i obgadywałyśmy Liam'a, ale także na Louis'ie nie zostawiłyśmy suchej nitki. Śmiałyśmy się przy tym jak jakieś wariatki. Ale nadal nie mogłam od niej wyciągnąć o co jej chodziło z tym tajemniczym stwierdzeniem, że Liam jest inny.
Miałam nadzieję, że niedługo się dowiem...
***
Przyjaźń poznaje się po tym,
że nic nie może jej zawieść,
a prawdziwą miłość po tym,
że nic nie może jej zniszczyć.
***
American Dream* - amerykański sen, od pucybuta (czyści buty) do milionera.
Shoupe* - wymysł autorki, taki szczep nie istnieje (tak mi się przynajmniej wydaje)
***
Witam! Witam!
Rozdzialik jeden z moich ulubionych, ale nie najbardziej. Annabel to chyba moja ulubiona postać, ale Sam też jest niesamowita. No może wygląda na taką oczywistą, ale uwaga, aby Was pozory nie myliły! ;D
No a jak tam na wakacjach? Jak oceny i te inne pierdoły? ;) U mnie nawet spokojnie nie wliczając moich młodszych kuzynów. :/ No to się nie rozwlekam...
Całusy Skarby! Do napisania :*
Ps. Chciałam Was przeprosić za masę błędów w poprzednim rozdziale. Strasznie mi głupio. Ten rozdział sprawdzałam pięć razy!