czwartek, 22 maja 2014

Wstęp...

Wstęp dedykuję Zosi,
która zawsze wspierała mnie w pisaniu
 tego opowiadania i poprzedniego(prywatnego)
Dziękuję Ci! :)
kursywa - myśli

*Retrospekcja Samanthy*

Od pół godziny chodziłam po pokoju obwiązana moim ulubionym szlafrokiem w różowe kwiaty. Jak mu to powiem, no jak? Jakieś pomysły? Niestety nie widziałam chętnych do odpowiedzi. Zostały mi jakieś 15 minut do wyjścia, aby zdążyć na godzinę 16 do parku na spotkanie. Ja byłam jednak jeszcze w totalnej rozsypce. Przynajmniej włosy miałam wysuszone, ale makijaż, który sobie zrobiłam rozmazał się pod wpływem łez spływających po policzkach. Usiadłam na łóżku, wytarłam buzię o ręcznik, który teraz nie był już biało-różowy, ale w jakieś czarne i beżowe plamy. Przeklnęłam pod nosem i udałam się do łazienki, jeszcze raz... 
Przemierzając ulice mojego kochanego Doncaster, cały czas zadawałam sobie pytanie: Czemu? Czemu mu nie powiedziałam wcześniej?  Byłam na siebie wkurzona. Na mało ruchliwym skrzyżowaniu stanęłam. Wtedy poczułam, że w moim sercu odżywają wszystkie wspomnienia. Było to zbyt bolesne.
Pamiętam jak poszłam rok temu na to skrzyżowanie, aby zawiesić na tablicy ogłoszeń kartkę z wiadomością o zaginięciu mojej suczki Cass. Położyłam stos kartek z ogłoszeniami na ziemi i zaczęłam przywieszać jedną z nich na tablicę. Nagle zerwał się wielki wiatr i wszystkie kartki poleciały każda w inną stronę. Zaczęłam je zbierać. 
- Proszę. - usłyszałam wtedy męski głos za sobą. Odwróciłam się przestraszona. O Jezu! Za mną stał wysoki brunet z grzywką zaczesaną na bok. - Tu są Twoje kartki. 
Wzięłam je od niego i zaproponowałam:
- A możesz mi pomóc je rozwieszać, bo sama chyba sobie nie poradzę? - spytałam zalotnie. 
Pamiętam jak wtedy obeszliśmy całe Doncaster rozwieszając na każdym drzewie i krzaku i innych rzeczach kartki z ogłoszeniami o zaginięciu Cass. Ale była zabawa! 
Nigdy nie zapomnę tamtych wakacji 2009. Wyjechałam na nie do babci, która mieszka na wybrzeżu. Przechadzając się po plaży znajdującej się nie daleko domu babci ktoś nagle zasłonił mi oczu. Pisnęłam wtedy przestraszona. Był to nie kto inny jak mój chłopak, niejaki Louis Tomlinson o najbardziej magnetyzującym spojrzeniu we wszechświecie. Po kilku zdaniach wyjaśnień razem dokończyliśmy spacer. Spędziłam wtedy z nim najcudowniejsze wakacja w moim życiu i przez to był moim "rycerzem na białym koniu".
(muzyka)
Kochałam go, ale rodzice zdecydowali, że wyjeżdżamy do NYC, ponieważ tata zmienia prace. Wcześniej nie miałam odwagi powiedzieć Lou o moim wyjeździe i teraz dzień przed wyjazdem musiałam mu to wszystko wytłumaczyć. Cały czas myślałam jak mu to powiem. Wiem, że pewnie zerwie ze mną, a potem znajdzie sobie inną dziewczynę. I tego się właśnie obawiałam. 
Zaczęłam dochodzić do miejsca spotkania.  W oddali na ławce siedział Lou. W związku z tym, że pogoda nie była najlepsza, czyli było dość mglisto i chłodno miał on na ubranie narzuconą skórzaną kurtkę, ale skarpetek tredycyjnie nie miał. Prawdziwy Lou! Siedział skulony z rękami w kieszeni. Wyciągnęłam telefon, stuknęłam w ikonę aparatu i szybko zrobiłam brunetowi zdjęcie, gdy siedzi zamyślony na ławce. Podeszłam do niego i wzięłam go za ręce. On skierował na mnie swój wzrok i lekko uśmiechnął się w moją stronę.  Przesunęłam się do niego i usiadłam mu na kolanach.  Przejechałam palcem po lini jego czaszki i pocałowałam go. Nie chciałam przestać go całować,  bo bałam się, że to będzie nasz ostatni pocałunek. Najchętniej zostałabym z nim tu na zawsze. Nasz pocałunek stawał się z każdą coraz bardziej zachłannyn. Wiedziałam, że musimy przejść już do sedna sprawy i odsunęłam się od niego. 
- Chciałbym, abyś za każdym razem mnie tak witała - jego słowa ukłuły mnie w serce. Przecież nie będzie już żadnego "zawsze". Od jutro będzie tylko "nigdy"...
- Jest taka sprawa, że...
- Że... - dokończył za mnie brunet odgarniając z mojej twarzy pojedynczy kosmyk włosów. 
- Jutro wyjeżdżam do Nowego Yorku. - nie wierzyłam, że naprawdę powiedziałam te słowa. Zaczęłam płakać. Nie mogłam opanować myśli,  które krążyły w mojej głowie.  Na chwilę straciłam ostrość obrazu i nie widziałam reakcji Tomlinsona. On jednak przyjął to z największym spokojem. Że what? Ja jutro wyjeżdżam na ZAWSZE...awsze...awsze, a on myśli, że ja się wybieram na wyjazd rekreacyjny. 
- A na jak długo?  
- Na zawsze... 
Wtedy dopiero Lou się przejął.  Wytrzeszczył swoje gały na mnie.
- Mówisz serio? - dopytywał. Ja tylko pokiwałam głową. - Dlaczego? 
- Mój tata znalazł pracę w NY. Okłamałabym Cię?! 
- Raczej nie, ale widzisz tą paranoję? Przed chwilą mnie całowałaś, a teraz ze mną zrywasz!?
- Czy ja coś mówię o zrywaniu? - znów podniosłam na niego głos. - Chcę się tylko pożegnać. - dodałam już spokojnie. Przytuliłam się do niego, a on objął mnie swoimi silnymi ramiomi. Po całym moim ciele rozszedł się przyjemny dreszcz. 
- Ja już muszę iść.Trzeba się pakować. - udałam uśmiech. On przytulił mnie mocno raz jeszcze.
- Żegnaj Lou. 
- Ale...
- Żegnaj Lou - powtórzyłam swoje słowa. Wstałam z jego kolan i popatrzyłam się te piekne oczy, w których widziałam łzy.  
Powoli zaczęłam się wycofywać. W końcu popatrzyłam na Lou ostatni raz i udałam się w stronę domu. 
Gdy przeszłam kilka parkowych alejek i już wychodziłam z parku poczułam, że ktoś łapie mnie za ramię. Odwróciłam się. Zobaczyłam Louisa. Szybko mnie przyciągnął do siebie tak, że nasze twarze dzieliły milimetry. 
- Nie rezygnujmy z tego co mamy. Zostań w moim sercu na zawsze. Kocham cię. 
Wtedy nasze usta, kolejny raz złączyły się w pocałunku. Było to najromantyczniejsze uczucie w moim życiu. Myślałam już, że będziemy tak trwać wiecznie. Po chwili odsunęłam się od niego i mocno wtuliłam się w jego tors. 
- Ty też będziesz w moim na zawsze... - wyszeptałam, a gorące łzy zaczęły spływać po moich policzkach.

"Nie martw się niedługo wrócę, 
żebyś za bardzo się nie stęskniła 
Zaopiekuj się moim sercem, 
zostawiłem je przy Tobie"

*** 
Cześć!
No to wstęp za nami. Krótki, bo to wstęp, ale rozdział (mam nadzieję) będzie dłuższy. Dziękuję za te 3 komentarze pod poprzednią notką. :* Jak wrażenie po wstępie?
Jeśli chcecie być informowanymi przez TT o nowych rozdziałach napiszcie w komentarzu wasz nick na TT, ale możecie mnie też obserwować przez e-mail. :) Moja nazwa na TT to T_ Samantha_T.
To tyle ode mnie buźka :*
Ps. Siedzę i płaczę słuchając Throw the Dark. Kocham tą solówkę Zayna! :D

poniedziałek, 19 maja 2014

Początek + bohaterowie

Cześć!

Kompletnie nie wiem od czego zacząć... 
No więc... 
Od dłuższego czasu miałam zamiar utworzyć fanfiction. Całe dnie myślałam nad fabułą i w końcu tak ją dopracowałam, że mogłam zacząć publikować. Tytuł mojego bloga "You're my definition of happines"  znaczy tyle co "Jesteś moją definicją szczęścia". Rodziały będę starał się dodawać co tydzień w weekend.

Krótki opis:

Każdego dnia budzę się z nadzieją, że kiedyś go znów zobacz. Popatrzę się w jego brązowe oczy i zatonę w nich. Staram się, żyć normalnie. Jednak  cały czas wydaje mi się, że w myślach słyszę jego głos i gdzieś wśród tłumu ludzi na Time Square widzę mojego bruneta... Czasami myślę co by było jakbyśmy się znów spotkali. Czy byłby takim samym człowiekiem? Czy darzył by mnie takim samym uczuciem? A jeśli już bym go spotkała to co byśmy zrobili? Jak dalej by się potoczyły nasze losy? Czy żylibyśmy długo i szczęśliwie czy kompletnie inaczej...


Bohaterowie:


 Samantha Black (21 lat) 

Wysoka brunetka, pełna energii do działania, szybko nawiązuje przyjaźnie, obecnie studiuje na Julliard. Najlepsza przyjaciółka Annabel. Wieku 17 lat wyjechała wraz z rodzicami z UK do NYC. Nigdy nie zapomni o Louisie.

Annabel Bourne (21 lat)

Wysoka blondynka. Marzenie każdego chłopaka na Julliardzie. Dla niej związek to przygoda na jedną noc. W duchu jednak marzy o księciu na białym koniu. Najlepsza definicja YOLO. Przyjaciółka Samanthy. Miała trudne dzieciństwo. 



Louis Tomlinson (22 lata)

Spokojny, przyjacielski brunet. Dawny chłopak Samanthy. Spotyka ją w NYC.Najlepszy przyjaciel Zayna. Zaradzi wszystkim przeciwnością losu. Dla swoje dziewczyny może zrobić wszystko.



Liam Payne (22 lata)

Zarządza siecią warsztatów samochodowych w kilku stanach USA.Opanowany do czasu... Nigdy nie zostawia nikogo w potrzebie. Tzw. lekarz złamanych serc. Ale sam nie może sobie poradzić ze swoim...

Jason Douglas (22 lata)

eks-chłopak Samanthy. Chce się na niej zemścić. Stanowczy, egoista. Syn bardzo wpływowego "Ojca Chrzestnego" z NYC.

UWAGA! To nie wszyscy bohaterowie. Będę ich uaktulaniać po tym jak znajdą się w opowiadaniu. 

Do napisania :*