Te pięć dni od czasu pierwszego od lat spotkania z Lou upłynęły mi w radosnym nastroju. Każdy kolejny dzień zbliżał mnie do spotkania z nim. Nadal zastanawiało mnie to, że na ostatnim spotkaniu Tommo nie okazał mi żadnego dowodu miłości. Zastanawiałam czy może był nie szczery tamtego dnia. Fakt, faktem, że przytulił mnie i pocałował w rękę, ale tak robią nawet przyjaciele. Ale dzisiaj był dzień, aby się o wszystkim przekonać i sprawdzić czy nie zmarnowałam tych 4 lat na życiu przeszłością. Cały ten dzień chodziłam "jak na szpilkach", jak mój dzisiejszy stan określiła Annabel. A ona by jak chodziła, może na rzęsach?
Ojca znowu nie było w domu. Pojechał na to jedno z wielu spotkań biznesowych, w których uczestniczył raz na miesiąc. Chociaż mama w czasie tych wyjazdów zachowywała stoicki spokój, ja czułam się jak kłębek nerwów. Pomimo, że tata zawsze wracał z nich szczęśliwie ja bałam się, że kiedyś coś nie pójdzie zgodnie z planem i nie wróci. Może naprawdę miałam zbyt czarne myśli, ale... Kurde, znowu to ale. Sama dokładnie nie wiedziałam kim jest ojciec z zawodu. W Anglii tata bardzo często jeździł do Londynu, aby załatwić "sprawy biznesowe". Tylko co to za sprawy? Mama mówiła, że w swoim czasie dowiem się czym tata zajmuje, ale teraz to nie jest najważniejsze.
I z tą myślą już nie przejmując się niczym zbiegłam po schodach na parter naszego domu.
- Mamuś ja idę! - krzyknęłam w stronę kuchni, w której najczęściej przebywała moja rodzicielka.
- Baw się dobrze, Kochanie! - odpowiedziała mama, nawet nie wychodząc z kuchni.
Wyszłam z domy i skierowałam się w stronę Broadway'u. Gdy doszłam do ulicy, zagwizdałam, aby przywołać taksówkę. Żółty samochód zatrzymał się przede mną, ja z pełną gracją wsiadłam do pojazdu i z mniejszą gracją zatrzasnęłam drzwiczki. Powiadomiłam jeszcze kierowcę o adresie domu Louis'a, a potem zapadła cisza między nami. Przed wyjściem bałam się, że w moim stroju (po założeniu dodatkowo płaszczyka) na dzisiejszy wieczór będzie mi za ciepło, ale jak na letnie standardy w NY temperatura w mieście nie była zachwycająca. W tym roku w lecie jednego dnia mógł padać deszcz, a następnego dnia mogło być 35 stopni Celsjusza na plusie, więc pogoda nieźle wariowała. Dzisiaj pogodę mogłam uznać za udaną. Przez cały dzień świeciło piękne słońce, a na niebie nie było widać nawet pół chmurki. Dzisiaj pogodę mogłam uznać za udaną.
Niestety zostały nas korki. Około godziny 17, wielu nowojorczyków wracało z pracy. Oni wracali, a ja dopiero jechałam. Tylko po co jechałam? Już niedługo miałam odpowiedzieć sobie na to pytanie...
Na początku, gdy dostałam od Louis' a jego adres. Wskazywał on na to, że mieszka w jednej z najbogatszych części NY, gdzie rezydencje posiadają najzamożniejsi mieszkańcy NYC. Jechaliśmy właśnie na północ od Manhattan'u w stronę tej dzielnicy. Na szczęście korki nie były takie wielkie, więc po jakiś 20 minutach powolnej jazdy zjechaliśmy z autostrady. Teraz podążaliśmy boczną drogą, która (z tego co się zorientowałam oglądając Google Maps) miała bezpośrednio prowadzić do domu Louis' a. Gdy przeglądałam Google Maps zachciało mi się włączyć Street View i zobaczyć jego dom. Rezydencja robiła wrażenie pomimo tego, że dużą jej część zakrywał żywopłot. Z tego co zauważyłam willa była cała biała, utrzymana w prostym stylu. Nad drzwiami znajdował się mały balkon, który podpierały z obu stron dwie kolumny.
- Proszę Pani, już jesteśmy. - wyrwał mnie z zamyślenia głos kierowcy. Zapłaciłam mu należną kwotę za przejazd i wysiadłam z auta.
Dom był dokładnie taki jaki widziałam na Street View. Podeszłam do metalowej czarnej bramy i popatrzyłam do środka. Niestety nie zobaczyłam nic ciekawego oprócz fontanny znajdującej się na środku wysepki w centrum wybudowanego wjazdu. Fontanna była bardzo piękna, wykonana z metalu. Przedstawiała ona dziewczynę
która trzymała waze, z której lał się strumień wody.
Z tego co się zorientowałam z tyłu rezydencji znajdował się większa część działki.
Będziesz się gapić jak głupia do środka, a nawet nie zadzwonisz w dzwonek, aby wejść! On może cię obserwować. Uderzyłam się w twarz. No przecież nie zadzwoniłam! Pogratulowałam sobie inteligencji i szybko naprawiłam swój błąd. Nacisnęłam przycisk domofonu. Usłyszałam buczenie, które oznaczało, że mogę już wejść na działkę. Obeszłam wysepkę, na której znajdowała się fontanna i podeszłam do drzwi. Otworzył mi je Tommo. Zmiękły mi kolana. Nie chciałam wiedzieć jaką teraz robię minę - miałam nadzieję, że nie wywaliłam języka z ust. Louis - definicja ideału. Stał przede mną i lekko się do mnie uśmiechał. Jego włosy po mimo tego, że były ułożone w nieładzie to wyglądały na idealnie wystylizowane.
- Witaj Sam. - przywitał mnie Lou. - Wejdź do środka.
Zgobyłam się tylko na nieśmiały uśmiech. Od kiedy to nieśmiałość leży w mojej naturze?
- Hej Lou. - powiedziałam, a on uśmiechnął się. Czemu robię z siebie taką idiotkę?
- Wejdź do środka. - zaproponował Lou. - Rozgość się.
Gdy weszłam znalazłam się w przestronnym holu. Ściany pomalowany były na biało w rogu pomieszczenia stała szafa obok niej szafka na buty i dwa krzesła. Lou zdjął ze mnie płaszcz i powiesił na wieszaku w drewnianej szafie. - Przejdźmy do salonu. - zaproponował Tommo. Ja zdołałam tylko pokiwać nieśmiało głową.
- Centrum całego domu stanowi salon. Na przeciwko znajduje się przejście do małego korytarza, gdzie jest łazienka i od prowadzone są schody na drugie piętro. - wytłumaczył Lou na końcu wskazując w stronę gdzie znajdował się korytarzyk. - Tutaj po prawej jest kuchnia.
- Jak rasowy przewodnik. - zaśmiałam się ze sposobu mówienie Lou.
- Ma się ten dar. - puścił do mnie oczko, a ja się zarumieniłam.
Pokój utrzymany był w salonie na ścianach wisiały obrazy, które nadawały klimat całemu pomieszczeniu. Po przeciwnej stronie pokoju znajdowały się drzwi prowadzące na taras, przez które wpadały promienie słoneczne. Po lewej stronie stały kremowe, wręcz białe, skórzane meble: sofa i dwa fotele. Pomiędzy fotelami, przed kanapą stał czarny stolik kawowy z dwoma szklanymi blatami. Za meblami, bliżej wyjścia na taras stał fortepian. Podeszłam do niego i usiadłam przed klawiaturą jednocześnie otwierając klapę.
- Umiesz grać? - zapytałam.
- Czasami uderzę pare razy w klawiaturę. - stanął obok mnie.
Zaczęłam naciskać klawisze, aby przypomnieć sobie pewien utwór, który grałam w dzieciństwie. Wreszcie w całym salonie rozległy się dźwięki Gnossiene No.1 - piękny utwór. Pierwszy raz usłyszałam go w czasie oglądanie filmu "Malowany Welon", smutnej opowieści o miłości w czasie zarazy.
Zerknęłam na Lou. Słuchał jak zaczarowany. Gdy niespodziewanie przerwałam on nadal miał ten sam zamyślony, odrobinę rozmarzony wzrok.
- Podobało się? - zaczepiłam go. On potrzasnął głową jakby właśnie wzbudził się ze snu.
- Nigdy mi nie mówiłaś, że grasz. - przechylił głowę i popatrzył się w moje oczy.
- To było dawno i nieprawda. - odwróciłam od niego wzrok i popatrzyłam na klawiaturę, którą po krótkim namyśle zamknęłam. Wstałam.
Na przeciwko mebli w ścianie znajdował się pięknie rzeźbiony kominek. Na nim leżało kilka ramek ze zdjęciami. Podeszłam do niego i popatrzyłam się na zdjęcia.
- To są Twoje siostry? - zwróciłam się do Lou, który stał nadal przy fortepianie wpatrując się we mnie. Jego spojrzenie powodowało, że przez całe moje ciało przechodził nieznany mi dotąd dreszcz. Nie wiem czy można obezwładniać drugiego człowieka samym spojrzeniem. To nie jest karalne? Tommo podszedł do mnie i wziął ode mnie zdjęcie.
- Zmieniły się, nie? - zapytał patrząc w zdjęcie.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, nie? - on w odpowiedzi zaśmiał się. - No tak. Bardzo się zmieniły, Pheobe urosła, Lottie zmieniła kolor włosów, Daisy ma okulary,a natomiast Fizzy nie ma już aparatu na zęby.
Mój wzrok przykuła postać Louis' a. Widać było, że zdjęcie robione było nie w ostatnim czasie, bo włosy Tomlinsona były ułożone w trochę innym stylu niż teraz. Uśmiechał się na zdjęciu szeroko - to był ten jego najszczerszy uśmiech. Przejechałam palcem po oprawionej fotografii i odłożyłam ją na kominek.
- Pamiętasz? - podał mi naszą wspólną fotografie z balu zimowego, organizowanego w mojej szkole w UK. Wzięłam od niego zdjęcie i uśmiechnęłam się.
- Jak mogłabym nie?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Hmm...?
Przewróciłam oczami i odłożyłam ramkę ze zdjęciem na miejsce.
- Chodź! - wypaliłam, nagle nabierając pewności siebie. - Pokażesz mi ogród!
- Sam, no wiesz umawialiśmy się na obiad więc może zjedzmy coś, a potem oprowadzę Cię po ogrodzie. Ok?
- Brzmi świetnie!
- Najpierw jednak muszę Ci zawiązać oczu opaską... - zadrżałam na samą myśl o tym. Nie lubiłam mieć ciemno przed oczami. Zawsze zasypiałam z zapaloną małą lampką, inaczej nie zasnę. Gdy nocuję u Annabel zapalam mała nocną lampkę, co bardzo irytuje Annabel i Vic - współlokatorkę Annabel i moją przyjaciółkę. Zrób to dla Louis'a. No dobra, ale tylko dla niego.
- Nie zakneblujesz mnie i nie wrzucisz do piwnicy potem?
Loui zaśmiał się i poszedł do kuchni. Wrócił, jak się już domyślałam, z czarną opaską.
Zamknęłam oczy. Poczułam jak czarny materiał zakrywa moje oczy. Zadrżałam.
Bądź silna...
- Spokojnie. - usłyszałam kojący głos Lou. - Teraz skręć w prawo.
Zrobiłam jak kazał.
- Nie to prawo. - złapał mnie delikatnie w talii i lekko obrócił w dobrym kierunku. Boże, błagam, niech on mnie już tak zawsze trzyma.
- Teraz dziesięć kroków do przodu. - zakomenderował. Posłusznie wykonałam jego polecenie. Z tego co się domyśliłam otworzył drzwi na taras. Wziął mnie za rękę i powiedział:
- Teraz uważaj, bo jest próg.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się. Bezpiecznie przekroczyłam próg.
- Teraz z siedem kroków do przodu.
Ałć! O kurde... Walnęłam w stół. Już chciałam podnieść opaskę, gdy na mojej ręce poczułam dłoń Lou.
- Nic się nie stało. Teraz usiądź.
Wykonałam polecenie i usiadłam na krześle. Opaska zwolniła uścisk i zobaczyłam przede mną pięknie nakryty stół. Na środku stał bukiet pięknych herbacianych róż. Przyglądałam się z zaciekawieniem srebrnej pokrywie przykrywającej mój obiad. Tommo zasiadł do stołu z butelką czerwonego wina w ręce. Rozlał je do kieliszków, a następnie podniósł pokrywę. Wokół rozniósł się zapach hiszpańskiego jedzenia. Tortilla - mmm...
Jedząc dobijała mnie ta cisza między nami. Dlaczego ja tak nagle umilkłam, a czemu on milczał? Niewytłumaczalne.
- Mówiłaś, że studiujesz na Julliardzie. Wiesz co będziesz robić po skończeniu studiów?
Ojca znowu nie było w domu. Pojechał na to jedno z wielu spotkań biznesowych, w których uczestniczył raz na miesiąc. Chociaż mama w czasie tych wyjazdów zachowywała stoicki spokój, ja czułam się jak kłębek nerwów. Pomimo, że tata zawsze wracał z nich szczęśliwie ja bałam się, że kiedyś coś nie pójdzie zgodnie z planem i nie wróci. Może naprawdę miałam zbyt czarne myśli, ale... Kurde, znowu to ale. Sama dokładnie nie wiedziałam kim jest ojciec z zawodu. W Anglii tata bardzo często jeździł do Londynu, aby załatwić "sprawy biznesowe". Tylko co to za sprawy? Mama mówiła, że w swoim czasie dowiem się czym tata zajmuje, ale teraz to nie jest najważniejsze.
I z tą myślą już nie przejmując się niczym zbiegłam po schodach na parter naszego domu.
- Mamuś ja idę! - krzyknęłam w stronę kuchni, w której najczęściej przebywała moja rodzicielka.
- Baw się dobrze, Kochanie! - odpowiedziała mama, nawet nie wychodząc z kuchni.
Wyszłam z domy i skierowałam się w stronę Broadway'u. Gdy doszłam do ulicy, zagwizdałam, aby przywołać taksówkę. Żółty samochód zatrzymał się przede mną, ja z pełną gracją wsiadłam do pojazdu i z mniejszą gracją zatrzasnęłam drzwiczki. Powiadomiłam jeszcze kierowcę o adresie domu Louis'a, a potem zapadła cisza między nami. Przed wyjściem bałam się, że w moim stroju (po założeniu dodatkowo płaszczyka) na dzisiejszy wieczór będzie mi za ciepło, ale jak na letnie standardy w NY temperatura w mieście nie była zachwycająca. W tym roku w lecie jednego dnia mógł padać deszcz, a następnego dnia mogło być 35 stopni Celsjusza na plusie, więc pogoda nieźle wariowała. Dzisiaj pogodę mogłam uznać za udaną. Przez cały dzień świeciło piękne słońce, a na niebie nie było widać nawet pół chmurki. Dzisiaj pogodę mogłam uznać za udaną.
Niestety zostały nas korki. Około godziny 17, wielu nowojorczyków wracało z pracy. Oni wracali, a ja dopiero jechałam. Tylko po co jechałam? Już niedługo miałam odpowiedzieć sobie na to pytanie...
Na początku, gdy dostałam od Louis' a jego adres. Wskazywał on na to, że mieszka w jednej z najbogatszych części NY, gdzie rezydencje posiadają najzamożniejsi mieszkańcy NYC. Jechaliśmy właśnie na północ od Manhattan'u w stronę tej dzielnicy. Na szczęście korki nie były takie wielkie, więc po jakiś 20 minutach powolnej jazdy zjechaliśmy z autostrady. Teraz podążaliśmy boczną drogą, która (z tego co się zorientowałam oglądając Google Maps) miała bezpośrednio prowadzić do domu Louis' a. Gdy przeglądałam Google Maps zachciało mi się włączyć Street View i zobaczyć jego dom. Rezydencja robiła wrażenie pomimo tego, że dużą jej część zakrywał żywopłot. Z tego co zauważyłam willa była cała biała, utrzymana w prostym stylu. Nad drzwiami znajdował się mały balkon, który podpierały z obu stron dwie kolumny.
- Proszę Pani, już jesteśmy. - wyrwał mnie z zamyślenia głos kierowcy. Zapłaciłam mu należną kwotę za przejazd i wysiadłam z auta.
Dom był dokładnie taki jaki widziałam na Street View. Podeszłam do metalowej czarnej bramy i popatrzyłam do środka. Niestety nie zobaczyłam nic ciekawego oprócz fontanny znajdującej się na środku wysepki w centrum wybudowanego wjazdu. Fontanna była bardzo piękna, wykonana z metalu. Przedstawiała ona dziewczynę
która trzymała waze, z której lał się strumień wody.
Z tego co się zorientowałam z tyłu rezydencji znajdował się większa część działki.
Będziesz się gapić jak głupia do środka, a nawet nie zadzwonisz w dzwonek, aby wejść! On może cię obserwować. Uderzyłam się w twarz. No przecież nie zadzwoniłam! Pogratulowałam sobie inteligencji i szybko naprawiłam swój błąd. Nacisnęłam przycisk domofonu. Usłyszałam buczenie, które oznaczało, że mogę już wejść na działkę. Obeszłam wysepkę, na której znajdowała się fontanna i podeszłam do drzwi. Otworzył mi je Tommo. Zmiękły mi kolana. Nie chciałam wiedzieć jaką teraz robię minę - miałam nadzieję, że nie wywaliłam języka z ust. Louis - definicja ideału. Stał przede mną i lekko się do mnie uśmiechał. Jego włosy po mimo tego, że były ułożone w nieładzie to wyglądały na idealnie wystylizowane.
- Witaj Sam. - przywitał mnie Lou. - Wejdź do środka.
Zgobyłam się tylko na nieśmiały uśmiech. Od kiedy to nieśmiałość leży w mojej naturze?
- Hej Lou. - powiedziałam, a on uśmiechnął się. Czemu robię z siebie taką idiotkę?
- Wejdź do środka. - zaproponował Lou. - Rozgość się.
Gdy weszłam znalazłam się w przestronnym holu. Ściany pomalowany były na biało w rogu pomieszczenia stała szafa obok niej szafka na buty i dwa krzesła. Lou zdjął ze mnie płaszcz i powiesił na wieszaku w drewnianej szafie. - Przejdźmy do salonu. - zaproponował Tommo. Ja zdołałam tylko pokiwać nieśmiało głową.
- Centrum całego domu stanowi salon. Na przeciwko znajduje się przejście do małego korytarza, gdzie jest łazienka i od prowadzone są schody na drugie piętro. - wytłumaczył Lou na końcu wskazując w stronę gdzie znajdował się korytarzyk. - Tutaj po prawej jest kuchnia.
- Jak rasowy przewodnik. - zaśmiałam się ze sposobu mówienie Lou.
- Ma się ten dar. - puścił do mnie oczko, a ja się zarumieniłam.
Pokój utrzymany był w salonie na ścianach wisiały obrazy, które nadawały klimat całemu pomieszczeniu. Po przeciwnej stronie pokoju znajdowały się drzwi prowadzące na taras, przez które wpadały promienie słoneczne. Po lewej stronie stały kremowe, wręcz białe, skórzane meble: sofa i dwa fotele. Pomiędzy fotelami, przed kanapą stał czarny stolik kawowy z dwoma szklanymi blatami. Za meblami, bliżej wyjścia na taras stał fortepian. Podeszłam do niego i usiadłam przed klawiaturą jednocześnie otwierając klapę.
- Umiesz grać? - zapytałam.
- Czasami uderzę pare razy w klawiaturę. - stanął obok mnie.
Zaczęłam naciskać klawisze, aby przypomnieć sobie pewien utwór, który grałam w dzieciństwie. Wreszcie w całym salonie rozległy się dźwięki Gnossiene No.1 - piękny utwór. Pierwszy raz usłyszałam go w czasie oglądanie filmu "Malowany Welon", smutnej opowieści o miłości w czasie zarazy.
Zerknęłam na Lou. Słuchał jak zaczarowany. Gdy niespodziewanie przerwałam on nadal miał ten sam zamyślony, odrobinę rozmarzony wzrok.
- Podobało się? - zaczepiłam go. On potrzasnął głową jakby właśnie wzbudził się ze snu.
- Nigdy mi nie mówiłaś, że grasz. - przechylił głowę i popatrzył się w moje oczy.
- To było dawno i nieprawda. - odwróciłam od niego wzrok i popatrzyłam na klawiaturę, którą po krótkim namyśle zamknęłam. Wstałam.
Na przeciwko mebli w ścianie znajdował się pięknie rzeźbiony kominek. Na nim leżało kilka ramek ze zdjęciami. Podeszłam do niego i popatrzyłam się na zdjęcia.
- To są Twoje siostry? - zwróciłam się do Lou, który stał nadal przy fortepianie wpatrując się we mnie. Jego spojrzenie powodowało, że przez całe moje ciało przechodził nieznany mi dotąd dreszcz. Nie wiem czy można obezwładniać drugiego człowieka samym spojrzeniem. To nie jest karalne? Tommo podszedł do mnie i wziął ode mnie zdjęcie.
- Zmieniły się, nie? - zapytał patrząc w zdjęcie.
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie, nie? - on w odpowiedzi zaśmiał się. - No tak. Bardzo się zmieniły, Pheobe urosła, Lottie zmieniła kolor włosów, Daisy ma okulary,a natomiast Fizzy nie ma już aparatu na zęby.
Mój wzrok przykuła postać Louis' a. Widać było, że zdjęcie robione było nie w ostatnim czasie, bo włosy Tomlinsona były ułożone w trochę innym stylu niż teraz. Uśmiechał się na zdjęciu szeroko - to był ten jego najszczerszy uśmiech. Przejechałam palcem po oprawionej fotografii i odłożyłam ją na kominek.
- Pamiętasz? - podał mi naszą wspólną fotografie z balu zimowego, organizowanego w mojej szkole w UK. Wzięłam od niego zdjęcie i uśmiechnęłam się.
- Jak mogłabym nie?
- Nie odpowiada się pytaniem na pytanie. Hmm...?
Przewróciłam oczami i odłożyłam ramkę ze zdjęciem na miejsce.
- Chodź! - wypaliłam, nagle nabierając pewności siebie. - Pokażesz mi ogród!
- Sam, no wiesz umawialiśmy się na obiad więc może zjedzmy coś, a potem oprowadzę Cię po ogrodzie. Ok?
- Brzmi świetnie!
- Najpierw jednak muszę Ci zawiązać oczu opaską... - zadrżałam na samą myśl o tym. Nie lubiłam mieć ciemno przed oczami. Zawsze zasypiałam z zapaloną małą lampką, inaczej nie zasnę. Gdy nocuję u Annabel zapalam mała nocną lampkę, co bardzo irytuje Annabel i Vic - współlokatorkę Annabel i moją przyjaciółkę. Zrób to dla Louis'a. No dobra, ale tylko dla niego.
- Nie zakneblujesz mnie i nie wrzucisz do piwnicy potem?
Loui zaśmiał się i poszedł do kuchni. Wrócił, jak się już domyślałam, z czarną opaską.
Zamknęłam oczy. Poczułam jak czarny materiał zakrywa moje oczy. Zadrżałam.
Bądź silna...
- Spokojnie. - usłyszałam kojący głos Lou. - Teraz skręć w prawo.
Zrobiłam jak kazał.
- Nie to prawo. - złapał mnie delikatnie w talii i lekko obrócił w dobrym kierunku. Boże, błagam, niech on mnie już tak zawsze trzyma.
- Teraz dziesięć kroków do przodu. - zakomenderował. Posłusznie wykonałam jego polecenie. Z tego co się domyśliłam otworzył drzwi na taras. Wziął mnie za rękę i powiedział:
- Teraz uważaj, bo jest próg.
W odpowiedzi uśmiechnęłam się. Bezpiecznie przekroczyłam próg.
- Teraz z siedem kroków do przodu.
Ałć! O kurde... Walnęłam w stół. Już chciałam podnieść opaskę, gdy na mojej ręce poczułam dłoń Lou.
- Nic się nie stało. Teraz usiądź.
Wykonałam polecenie i usiadłam na krześle. Opaska zwolniła uścisk i zobaczyłam przede mną pięknie nakryty stół. Na środku stał bukiet pięknych herbacianych róż. Przyglądałam się z zaciekawieniem srebrnej pokrywie przykrywającej mój obiad. Tommo zasiadł do stołu z butelką czerwonego wina w ręce. Rozlał je do kieliszków, a następnie podniósł pokrywę. Wokół rozniósł się zapach hiszpańskiego jedzenia. Tortilla - mmm...
Jedząc dobijała mnie ta cisza między nami. Dlaczego ja tak nagle umilkłam, a czemu on milczał? Niewytłumaczalne.
- Mówiłaś, że studiujesz na Julliardzie. Wiesz co będziesz robić po skończeniu studiów?
- Tak naprawdę to nie mam pojęcia. Na razie został mi jeszcze rok studiów, więc pomyślę o tym kiedy indziej. Chyba wrócę do Europy. - tak. Uderzył w mój czuły punkt - przyszłość. Nigdy nie myślałam co będzie kiedyś. Żyje tu i teraz.
- Czemu chcesz wrócić do Europy? Przecież w USA jest wiele możliwości na zostanie aktorką. W Europie jest bardzo duża konkurencja. - cholera, czemu rozmawiamy na takie formalne tematy?
- Może kiedyś Ci na to pytanie odpowiem, ale teraz nie mam pojęcia jak. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Lou pokiwał głową na znak zrozumienia. Cały czas wydawało mi się, że nikt z nas nie chce zniszczyć tej niewidzialnej bariery. Oboje nie chcemy popełnić błędu.
- Widzisz? - wskazał palcem na górę. - Nad nami jest balkon.
- Naprawdę masz niesamowity dom. Musisz dużo zarabiać.
- Akurat na zarobki nie narzekam. Praca też nie najgorsza. - jego głos nagle się ochłodził. Widziałam, że coś tu nie gra, ale nie chciałam się w to wdawać.
Co za bezsensowna rozmowa.
Właśnie kończyliśmy obiad i zbliżał się ten moment, kiedy Lou miał mnie oprowadzić po ogrodzie. Z tego co zobaczyłam działka była dość spora. Po bokach rosły wielo barwne kwiaty. Na samym końcu działki wznosiły się wierzby płaczące. W rogu, po lewej stronie na końcu działki, trochę przed wierzbami stała drewniana altana, a po jej prawej stronie bieliła się kakaś dziwna konstrukcja. Nie mogłam dokładnie zobaczyć co to jest.
Słońce jeszcze świeciło.
- No to może mały spacerek? - zaproponował Lou wstając i lekko uchylając ramię. Włożyłam w rękę pod jego ramię. Przez moje ciało przeszedł dreszcz zadowolenia. Louis miał bardzo dobrze wyrzeźbione mięśnie.
Musi dużo ćwiczyć.
- Widziałaś basen? Zauważyłem, że się rozglądasz po ogrodzie, ale chyba nie widziałaś basenu. - powiedział gdy zeszliśmy ze schodów prowadzących do ogrody. Basen nie był wcale mały. Miał owalny kształt. Zaciekawiło nie to,że nie było w nim wody.
- Czemu nie ma w nim wody?
- Ostatnio nie bywałem w NY. Miałem dużo spraw do załatwienia w Europie. Teraz przyjechałem na nasze spotkanie, a jutro wieczorem wracam do Londynu.
Pokiwałam głową. Nie sądziłam, że Tommo ma taki napięty grafik.
Resztę ogrody przeszliśmy w milczeniu. Eh...
- Grałaś kiedyś w nogę? - wyrwał mnie z zamyślenia Tommo.
- Nie próbowałam, ale nieźle kibicuje. - przepraszam czy on aby nie chce abyśmy zagrali w nogę?
- A może chcesz spróbować? - znów zapytał. Czemu to on ciągle zadaje pytania?
- No weź, w takim stroju?
- Przecież wyglądasz czarująco. Jakbyś była na boisku to piłkarze schodzili by ci z drogi. - on umie być taki przekonujący.
- A masz piłkę?
- Jasne. - zadeklarował i udał się do altany. Zaraz z niej wrócił trzymając biało - czarną piłkę.
- Nawet nie wiesz na co się szykujesz. - uśmiechnęłam się do niego szeroko i wzięłam od niego piłkę.
(piosenka)
Ta biała konstrukcja, o której wspominałam okazała się bramką. Louis był w lepszej sytuacji, bo na nogach miał białe conversy, a ja niestety baleriny. Zgromiłam się w myślach i ustawiłam piłkę przede mną. Louis ustawił się w bramce.
- Dawaj Sam! - krzyknął, a ja o mało nie umarłam ze śmiechu. Padł pierwszy niecelny strzał.
Naszą grę w piłkę nie mogło było nazwać nawet w połowie grą. Było to mniej więcej uganianie się za sobą z okazyjnym kopnięciem w piłkę. Ciekawe co myśleli sąsiedzi, gdy po okolicy roznosiły się krzyki typu: Louis zostaw mnie! Przestań! lub proste: Aaaa!
Raz nawet udało mi się schować pod rozłożystymi konarami wierzby. Mogłam chwilę odpocząć, bo wiedziałam, że Lou stara się mnie bezskutecznie znaleźć przy altanie. Nagle straciłam go z oczu. Gdzie on się podział? Zaczęłam się wycofywać za drzewo. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie w talii. Louis!
- Puść mnie! Haha... - krzyczałam, bo zaczął mnie łaskotać.
Gdy udało mi się wyswobodzić z jego uścisków. Pobiegłam w stronę altany. Słyszałam oddech bruneta za mną.
Szybciej Samantha, szybciej!
Nagle straciłam równowagę. Zamknęłam oczy, aby przygotować się do upadku w należyty sposób. Nienawidziłam się potykać, upadać czy przewracać się. Przypominało mi to o tym jak jestem słaba i jak nie wiele mogę zrobić. Przełknęłam ślinę, byłam co raz bliżej ziemi. Nie wiem skąd i jak, ale nagle ktoś owinął swoje dłonie wokół mojej talii. Ścisnęłam mocniej powieki. Wiedziałam, że już dotykam ziemi. Jednak o dziwo nie dotknęłam jej.
- Jestem tutaj. - Louis.- Wszystko jest dobrze.
Zachciało mi się płakać. Był przy mnie. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo za nim tęskniłam. Brakowało mi jego miłości i brakowało mi po prostu jego.
Uchyliłam powieki, aby spojrzeć na Louis'a. Chłopak uśmiechał się do mnie. Odwzajemniłam ten mały gest. Nie wiem czemu, ale poczułam twardy grunt pod moimi plecami. Chwila ja leżę na ziemi!?
- Co tu się...- chciałam zapytać, ale Tommo położył swój palec na moich ustach.
Ja chcę, nie, nie, ja muszę go pocałować!
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że leżę na ziemi, a koło mnie jest Lou. Brunet podparł głowę ręką i popatrzył mi prosto w oczy. W moim brzuchu latały jakieś szalone motyle, a serce skakało fikołki. Wiedziałam, że za chwilę To nastąpi, ale byłam cierpliwa.
Śledziłam każdy ruch Louis'a. Po raz kolejny dzisiejszego wieczoru szatyn objął mnie w talii ręką przez co musiał delikatnie oprzeć się swoim torsem na mojej klatce piersiowej. Teraz nasze twarze dzieliły tylko milimetry.
Szybciej, szybciej! Ja tu za chwilę zwariuję!
Tommo jednak nadal zwlekał.
Na co on do cholery czeka?!
Powoli zaczynało brakować mi tchu. Jednak Lou nigdzie się nie śpiesząc badał wzrokiem każdy centymetr mojej twarzy. Swój przenikliwy wzrok zatrzymał na moich ustach. Zerknął jeszcze na mnie, jakby chciał mnie poprosić o pozwolenie. Lekko się uśmiechnęłam na znak mojej zgody. Dotknęłam jeszcze dłonią jego policzka...
...i wtedy To nastąpiło.
Nasze usta po 4 latach i 5 dniach spotkały się na znowu.
Pocałunek stawał się co raz bardziej zachłanny, ale oboje nie mieliśmy zamiaru go przerwać. Pogłębialiśmy go nadal. Wplotłam swoje palce w jego włosy i zaparłam się całym ciałem, abym teraz ja znalazła się na nim. Udało się. Louis kreślił nieznane mi kształty na moich plecach. Moje ciało drżało. Brunet złapał mnie za uda i podciągnął do góry przez co niestety musieliśmy przerwać nasz pocałunek, ale teraz obdarowywał mnie słodkimi pocałunkami w szyję.
- Nawet nie wiesz jak tęskniłam za tobą. - popatrzyłam się na Louis'a.
- Ja za tobą też. Każdego dnia budziłem się z nadzieją, że cię znów zobaczę. - też popatrzył na mnie i pocałował mnie.
Po usłyszeniu jego słów zrobiło mi się ciepło na sercu.
Też tęsknił.
Tak jak ja.
- Czemu chcesz wrócić do Europy? Przecież w USA jest wiele możliwości na zostanie aktorką. W Europie jest bardzo duża konkurencja. - cholera, czemu rozmawiamy na takie formalne tematy?
- Może kiedyś Ci na to pytanie odpowiem, ale teraz nie mam pojęcia jak. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Lou pokiwał głową na znak zrozumienia. Cały czas wydawało mi się, że nikt z nas nie chce zniszczyć tej niewidzialnej bariery. Oboje nie chcemy popełnić błędu.
- Widzisz? - wskazał palcem na górę. - Nad nami jest balkon.
- Naprawdę masz niesamowity dom. Musisz dużo zarabiać.
- Akurat na zarobki nie narzekam. Praca też nie najgorsza. - jego głos nagle się ochłodził. Widziałam, że coś tu nie gra, ale nie chciałam się w to wdawać.
Co za bezsensowna rozmowa.
Właśnie kończyliśmy obiad i zbliżał się ten moment, kiedy Lou miał mnie oprowadzić po ogrodzie. Z tego co zobaczyłam działka była dość spora. Po bokach rosły wielo barwne kwiaty. Na samym końcu działki wznosiły się wierzby płaczące. W rogu, po lewej stronie na końcu działki, trochę przed wierzbami stała drewniana altana, a po jej prawej stronie bieliła się kakaś dziwna konstrukcja. Nie mogłam dokładnie zobaczyć co to jest.
Słońce jeszcze świeciło.
- No to może mały spacerek? - zaproponował Lou wstając i lekko uchylając ramię. Włożyłam w rękę pod jego ramię. Przez moje ciało przeszedł dreszcz zadowolenia. Louis miał bardzo dobrze wyrzeźbione mięśnie.
Musi dużo ćwiczyć.
- Widziałaś basen? Zauważyłem, że się rozglądasz po ogrodzie, ale chyba nie widziałaś basenu. - powiedział gdy zeszliśmy ze schodów prowadzących do ogrody. Basen nie był wcale mały. Miał owalny kształt. Zaciekawiło nie to,że nie było w nim wody.
- Czemu nie ma w nim wody?
- Ostatnio nie bywałem w NY. Miałem dużo spraw do załatwienia w Europie. Teraz przyjechałem na nasze spotkanie, a jutro wieczorem wracam do Londynu.
Pokiwałam głową. Nie sądziłam, że Tommo ma taki napięty grafik.
Resztę ogrody przeszliśmy w milczeniu. Eh...
- Grałaś kiedyś w nogę? - wyrwał mnie z zamyślenia Tommo.
- Nie próbowałam, ale nieźle kibicuje. - przepraszam czy on aby nie chce abyśmy zagrali w nogę?
- A może chcesz spróbować? - znów zapytał. Czemu to on ciągle zadaje pytania?
- No weź, w takim stroju?
- Przecież wyglądasz czarująco. Jakbyś była na boisku to piłkarze schodzili by ci z drogi. - on umie być taki przekonujący.
- A masz piłkę?
- Jasne. - zadeklarował i udał się do altany. Zaraz z niej wrócił trzymając biało - czarną piłkę.
- Nawet nie wiesz na co się szykujesz. - uśmiechnęłam się do niego szeroko i wzięłam od niego piłkę.
(piosenka)
Ta biała konstrukcja, o której wspominałam okazała się bramką. Louis był w lepszej sytuacji, bo na nogach miał białe conversy, a ja niestety baleriny. Zgromiłam się w myślach i ustawiłam piłkę przede mną. Louis ustawił się w bramce.
- Dawaj Sam! - krzyknął, a ja o mało nie umarłam ze śmiechu. Padł pierwszy niecelny strzał.
Naszą grę w piłkę nie mogło było nazwać nawet w połowie grą. Było to mniej więcej uganianie się za sobą z okazyjnym kopnięciem w piłkę. Ciekawe co myśleli sąsiedzi, gdy po okolicy roznosiły się krzyki typu: Louis zostaw mnie! Przestań! lub proste: Aaaa!
Raz nawet udało mi się schować pod rozłożystymi konarami wierzby. Mogłam chwilę odpocząć, bo wiedziałam, że Lou stara się mnie bezskutecznie znaleźć przy altanie. Nagle straciłam go z oczu. Gdzie on się podział? Zaczęłam się wycofywać za drzewo. Nagle poczułam jak ktoś łapie mnie w talii. Louis!
- Puść mnie! Haha... - krzyczałam, bo zaczął mnie łaskotać.
Gdy udało mi się wyswobodzić z jego uścisków. Pobiegłam w stronę altany. Słyszałam oddech bruneta za mną.
Szybciej Samantha, szybciej!
Nagle straciłam równowagę. Zamknęłam oczy, aby przygotować się do upadku w należyty sposób. Nienawidziłam się potykać, upadać czy przewracać się. Przypominało mi to o tym jak jestem słaba i jak nie wiele mogę zrobić. Przełknęłam ślinę, byłam co raz bliżej ziemi. Nie wiem skąd i jak, ale nagle ktoś owinął swoje dłonie wokół mojej talii. Ścisnęłam mocniej powieki. Wiedziałam, że już dotykam ziemi. Jednak o dziwo nie dotknęłam jej.
- Jestem tutaj. - Louis.- Wszystko jest dobrze.
Zachciało mi się płakać. Był przy mnie. Teraz dopiero zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo za nim tęskniłam. Brakowało mi jego miłości i brakowało mi po prostu jego.
Uchyliłam powieki, aby spojrzeć na Louis'a. Chłopak uśmiechał się do mnie. Odwzajemniłam ten mały gest. Nie wiem czemu, ale poczułam twardy grunt pod moimi plecami. Chwila ja leżę na ziemi!?
- Co tu się...- chciałam zapytać, ale Tommo położył swój palec na moich ustach.
Ja chcę, nie, nie, ja muszę go pocałować!
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że leżę na ziemi, a koło mnie jest Lou. Brunet podparł głowę ręką i popatrzył mi prosto w oczy. W moim brzuchu latały jakieś szalone motyle, a serce skakało fikołki. Wiedziałam, że za chwilę To nastąpi, ale byłam cierpliwa.
Śledziłam każdy ruch Louis'a. Po raz kolejny dzisiejszego wieczoru szatyn objął mnie w talii ręką przez co musiał delikatnie oprzeć się swoim torsem na mojej klatce piersiowej. Teraz nasze twarze dzieliły tylko milimetry.
Szybciej, szybciej! Ja tu za chwilę zwariuję!
Tommo jednak nadal zwlekał.
Na co on do cholery czeka?!
Powoli zaczynało brakować mi tchu. Jednak Lou nigdzie się nie śpiesząc badał wzrokiem każdy centymetr mojej twarzy. Swój przenikliwy wzrok zatrzymał na moich ustach. Zerknął jeszcze na mnie, jakby chciał mnie poprosić o pozwolenie. Lekko się uśmiechnęłam na znak mojej zgody. Dotknęłam jeszcze dłonią jego policzka...
...i wtedy To nastąpiło.
Nasze usta po 4 latach i 5 dniach spotkały się na znowu.
Pocałunek stawał się co raz bardziej zachłanny, ale oboje nie mieliśmy zamiaru go przerwać. Pogłębialiśmy go nadal. Wplotłam swoje palce w jego włosy i zaparłam się całym ciałem, abym teraz ja znalazła się na nim. Udało się. Louis kreślił nieznane mi kształty na moich plecach. Moje ciało drżało. Brunet złapał mnie za uda i podciągnął do góry przez co niestety musieliśmy przerwać nasz pocałunek, ale teraz obdarowywał mnie słodkimi pocałunkami w szyję.
***
Późnym wieczorem, przy ostatnich promieniach słońca leżeliśmy wtuleni w siebie na trawie. - Nawet nie wiesz jak tęskniłam za tobą. - popatrzyłam się na Louis'a.
- Ja za tobą też. Każdego dnia budziłem się z nadzieją, że cię znów zobaczę. - też popatrzył na mnie i pocałował mnie.
Po usłyszeniu jego słów zrobiło mi się ciepło na sercu.
Też tęsknił.
Tak jak ja.
***
Nie mów nic.
Kocha się za nic.Nie istnieje żaden powód do miłości.
***
Hejka!
Wreszcie jestem z nowym rozdziałem! (święto he, he, he) :D
Dziękuję za komentarze pod poprzednim rozdziałem.
Jak wrażenia po rozdziale? Romantycznie się zrobiło i przez jakieś kilka rozdziałów tak zostanie.
Mój twitter: @T_Samantha_T
Do napisania :*