*Teraźniejszość oczami Samanthy*
New York, 22 lipca 2014 roku
22 lipca... 22 lipca 2010 roku - ta data na zawsze zostanie w mojej pamięci.
To właśnie wtedy ostatni raz widziałam Louisa. Pamiętam każde wydarzenia z tamtego dnia: wspomnienia, naszą kłótnię i ten jeden jedyny ostatni pocałunek. Rozmyślając nad tym siedziałam w swoim pokoju na Brooklinie. Wszystkie wspomnienia odżywały z każdą sekundą, gdy co raz bardziej o nich myślałam.
W ręku trzymałam nasze wspólne zdjęcie. Było to w tamte cudowne wakacje 2009. Na zdjęciu siedzę mu na plecach, a on trzyma aparat i oboje robimy głupie miny. Pojedyncza łza spadła na śliski papier i lekko go pomoczyła.
Każdego dnia budzę się z nadzieją, że kiedyś go znów zobaczę. Popatrzę się w jego brązowe oczy i zatonę w nich. Staram się, żyć normalnie. Jednak cały czas wydaje mi się, że w myślach słyszę jego głos i gdzieś wśród tłumu ludzi na Time Square widzę mojego bruneta... Czasami myślę co by było jakbyśmy się znów spotkali. Czy byłby takim samym człowiekiem? Czy darzył by mnie takim samym uczuciem? A jeśli już bym go spotkała to co byśmy zrobili? Jak dalej by się potoczyły nasze losy? Czy żylibyśmy długo i szczęśliwie czy kompletnie inaczej...
Każdego dnia budzę się z nadzieją, że kiedyś go znów zobaczę. Popatrzę się w jego brązowe oczy i zatonę w nich. Staram się, żyć normalnie. Jednak cały czas wydaje mi się, że w myślach słyszę jego głos i gdzieś wśród tłumu ludzi na Time Square widzę mojego bruneta... Czasami myślę co by było jakbyśmy się znów spotkali. Czy byłby takim samym człowiekiem? Czy darzył by mnie takim samym uczuciem? A jeśli już bym go spotkała to co byśmy zrobili? Jak dalej by się potoczyły nasze losy? Czy żylibyśmy długo i szczęśliwie czy kompletnie inaczej...
Te myśli cały czas zaprzątały mi głowę. W naszym przypadku (Louisa i mnie) zawiodły wszystkie próby skontaktowania się. telefon, Facebook, Twitter itp. Szukałam go, całymi godzinami oglądałam konta kilku tysięcy Louis'ów Tomlinson'ów. Niestety nigdzie nie było tego właściwego. Przez pewien czas chciałam po prostu, najzwyklej o nim zapomnieć. Otworzyć się na miłość i znaleźć sobie kogoś. Sądziłam, że taką osobą będzie Jason - pomoże mi i zaopiekuje się mną. Wtedy nie wiedziałam jak bardzo się myliłam. Blondyn był facetem porywczym i patrzącym na dziewczyny jak na rzeczy. Widziałam, że mnie chciał. Zdarzało mu się na mnie nakrzyczeć. Po tym jak podniósł na mnie dłoń zerwałam z nim. Byłam głupia, że chciałam z nim chodzić. Przecież słyszałam o nim tyle złych rzeczy, ale ja, oczywiście mądra, postanowiłam to sprawdzić na własnej skórze i starać się go zmienić.
Otarłam szybko policzek, wysmarkałam nos i zaczęłam się przygotowywać do wyjścia. Od kiedy mieszkam z rodzicami w NYC zawsze 22 lipca wybieram się na wybrzeże Manhattanu do Battery Park. Wspominałam tam moje życie w Doncaster i chodzenie z Tommo. Byłam wtedy taka szczęśliwa! Nie mogę powiedzieć, że jestem nieszczęśliwa mieszkając tu, ale brakuje mi tego ciepła rodzinnego. Niestety moja rodzina rozpadła się. Przed naszym wyjazdem umarła babcia. Mama od razu zrzekła się wszystkiego co babcia jej zapisała, ponieważ rodzice już wtedy planowali wyjazd do USA. Niestety dwie ciocie kłóciły się o majątek babci. Jedna z cioć wyjechała do Francji, druga, która wygrała sprawę pozostała w Doncaster znienawidzona przez resztę rodziny. Dziadków od strony taty nigdy nie poznałam. Mama mówiła, że umarli kilka lat przed moimi narodzinami. Mieszkali w Australii.
Już bez zbędnych myśli i wspomnień wyciągnęłam szybko kilka ubrań z szafy i poszłam do łazienki się przebrać.
Otarłam szybko policzek, wysmarkałam nos i zaczęłam się przygotowywać do wyjścia. Od kiedy mieszkam z rodzicami w NYC zawsze 22 lipca wybieram się na wybrzeże Manhattanu do Battery Park. Wspominałam tam moje życie w Doncaster i chodzenie z Tommo. Byłam wtedy taka szczęśliwa! Nie mogę powiedzieć, że jestem nieszczęśliwa mieszkając tu, ale brakuje mi tego ciepła rodzinnego. Niestety moja rodzina rozpadła się. Przed naszym wyjazdem umarła babcia. Mama od razu zrzekła się wszystkiego co babcia jej zapisała, ponieważ rodzice już wtedy planowali wyjazd do USA. Niestety dwie ciocie kłóciły się o majątek babci. Jedna z cioć wyjechała do Francji, druga, która wygrała sprawę pozostała w Doncaster znienawidzona przez resztę rodziny. Dziadków od strony taty nigdy nie poznałam. Mama mówiła, że umarli kilka lat przed moimi narodzinami. Mieszkali w Australii.
Już bez zbędnych myśli i wspomnień wyciągnęłam szybko kilka ubrań z szafy i poszłam do łazienki się przebrać.
Gotowa zeszłam na parter, powiedziałam rodzicom, że już idę i ruszyłam w stronę Broadway'u. Gdy doszłam do ulicy stanęłam na krawężniku chodnika i przyłożyłam palce do ust, a następnie zagwizdałam przeciągle. Nie musiałam długo czekać, aby żółta taksówka zatrzymała się przede mną z piskiem opon.
- Proszę do Battery Park. - powiadomiłam kierowcę, gdy wsiadałam do auta.
Droga minęła nawet szybko. Zdziwiłam się, że nie było korków, które często nawiedzały Manhattan w tych godzinach. Początkowo jechaliśmy przez Broadway, następnie wjechaliśmy w 8 Aleję, a potem wjechaliśmy w West Street. Wysiadłam na Thames Street i udałam się prosto do Battery.
Weszłam do rozświetlonego przez latarnie parku. O tej godzinie Battery zionęło pustką, w dzień przychodzili tu turyści oraz biznesmeni z pobliskich wieżowców, aby zapalić. Ja przychodziłam tutaj tylko raz w roku, właśnie 22 lipca. Na co dzień chodziłam do Central Parku. Jednak w nocy nie było tam tak bezpiecznie. Masa zboczeńców, meneli i bezdomnych. Oprócz tego turyści, których o każdej porze roku i dnia było tam dużo.
Droga minęła nawet szybko. Zdziwiłam się, że nie było korków, które często nawiedzały Manhattan w tych godzinach. Początkowo jechaliśmy przez Broadway, następnie wjechaliśmy w 8 Aleję, a potem wjechaliśmy w West Street. Wysiadłam na Thames Street i udałam się prosto do Battery.
Weszłam do rozświetlonego przez latarnie parku. O tej godzinie Battery zionęło pustką, w dzień przychodzili tu turyści oraz biznesmeni z pobliskich wieżowców, aby zapalić. Ja przychodziłam tutaj tylko raz w roku, właśnie 22 lipca. Na co dzień chodziłam do Central Parku. Jednak w nocy nie było tam tak bezpiecznie. Masa zboczeńców, meneli i bezdomnych. Oprócz tego turyści, których o każdej porze roku i dnia było tam dużo.
Są naprawdę irytujący robią zdjęcia każdej najdrobniejszej rzeczy: krzaczkowi, drzewu, menelowi śpiącemu na ławce i nawet koszu na śmieci. Zachwycają się każdym, za przeproszeniem, gównem na ulicy, a nie widzą tych najpiękniejszych rzeczy, tych małych rzeczy czyniących Nowy York jedynym w sowim rodzaju, nie powtarzalnym miejscem. Nie są delikatni, nie starają się zrozumieć tego miasta. Nie umieją zobaczyć czegoś niesamowitego, po prostu widzą to co muszą. (muzyka)
Przysiadłam na ławce, z której mogłam oglądać morze nocą. Dzisiaj było dość spokojne. W oddali, za moimi plecami słychać było Nowy York, żyjący 24 godziny na dobę, nigdy nie śpiący, a zawsze "na nogach". Przede mną na Liberty Island świeciła się Zielona Pani, czyli Statua Wolności. Byłam na niej ze trzy razy, ale za każdym razem miałam inne odczucia. Na początku zdziwienie, strach i szczęście. Potem zażenowanie i melancholię, a ostatnim razem radość, po prostu radość. Było to po zerwaniu z Jason'em. Poszłam tam z Annabel i Vic, aby zapomnieć o nim.
Z zamyślenia wyrwały mnie odgłosy kroków, ciche odgłosy stóp uderzających o kamienny chodnik. Zamarłam. Osoba zbliżała się w moją stronę, powoli, nigdzie się nie spiesząc. Nagle odgłosy ucichły. Popatrzyłam w stronę, z której dochodziły. Nie mogłam dokładnie zobaczyć jak wygląda osoba, która zatrzymała się przy barierkach, ponieważ latarnia nie oświetlała jej, a raczej jego (był to mężczyzna).
Już nie zajmując sobie głowy tym facetem zaczęłam grzebać w torebce, aby w efekcie wyciągnąć z niej moje i Louis'a zdjęcie, które oglądałam w domu. Przygryzłam wargę. Ech... To było zbyt zagmatwane.
Nie ja już tak nie mogę! Ja tego nie wytrzymuje! Jestem zbyt słaba!
Przecież nie da się cały czas żyć przeszłością. Na znak zapomnienia o Lou odłożyłam fotografie na ławkę, a następnie przeczesałam włosy palcami, głośno przy tym wzdychając.
Ale czy tak naprawdę dobrze robię?
Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie tego, że zerwie się taki wiatr, który porwie zdjęcie. Podjęłam desperacką próbę złapania tej pamiątki, ale ta próba o mało nie skończyła się moim upadkiem z ławki. Przerażona oglądałam lot fotografii. Z otwartą buzią patrzyłam na zdjęcie, które podchodziło do lądowania na ławce, którą zajął brunet. O w mordę! Nieznajomy popatrzył się na samolot, który wylądował, a następnie na mnie. Teraz mogłam ocenić jego wiek na jakieś 22-23 lata. Lekko się uśmiechnął, sięgnął po zdjęcie i potem wstał robiąc kilka kroków w moją stronę. Ja też powstałam i podeszłam do mężczyzny.
Przysiadłam na ławce, z której mogłam oglądać morze nocą. Dzisiaj było dość spokojne. W oddali, za moimi plecami słychać było Nowy York, żyjący 24 godziny na dobę, nigdy nie śpiący, a zawsze "na nogach". Przede mną na Liberty Island świeciła się Zielona Pani, czyli Statua Wolności. Byłam na niej ze trzy razy, ale za każdym razem miałam inne odczucia. Na początku zdziwienie, strach i szczęście. Potem zażenowanie i melancholię, a ostatnim razem radość, po prostu radość. Było to po zerwaniu z Jason'em. Poszłam tam z Annabel i Vic, aby zapomnieć o nim.
Z zamyślenia wyrwały mnie odgłosy kroków, ciche odgłosy stóp uderzających o kamienny chodnik. Zamarłam. Osoba zbliżała się w moją stronę, powoli, nigdzie się nie spiesząc. Nagle odgłosy ucichły. Popatrzyłam w stronę, z której dochodziły. Nie mogłam dokładnie zobaczyć jak wygląda osoba, która zatrzymała się przy barierkach, ponieważ latarnia nie oświetlała jej, a raczej jego (był to mężczyzna).
Już nie zajmując sobie głowy tym facetem zaczęłam grzebać w torebce, aby w efekcie wyciągnąć z niej moje i Louis'a zdjęcie, które oglądałam w domu. Przygryzłam wargę. Ech... To było zbyt zagmatwane.
Nie ja już tak nie mogę! Ja tego nie wytrzymuje! Jestem zbyt słaba!
Przecież nie da się cały czas żyć przeszłością. Na znak zapomnienia o Lou odłożyłam fotografie na ławkę, a następnie przeczesałam włosy palcami, głośno przy tym wzdychając.
Ale czy tak naprawdę dobrze robię?
Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale nie tego, że zerwie się taki wiatr, który porwie zdjęcie. Podjęłam desperacką próbę złapania tej pamiątki, ale ta próba o mało nie skończyła się moim upadkiem z ławki. Przerażona oglądałam lot fotografii. Z otwartą buzią patrzyłam na zdjęcie, które podchodziło do lądowania na ławce, którą zajął brunet. O w mordę! Nieznajomy popatrzył się na samolot, który wylądował, a następnie na mnie. Teraz mogłam ocenić jego wiek na jakieś 22-23 lata. Lekko się uśmiechnął, sięgnął po zdjęcie i potem wstał robiąc kilka kroków w moją stronę. Ja też powstałam i podeszłam do mężczyzny.
- Ammm... - zaczął. Wydawało mi się, że skądś kojarzę ten ochrypły głos. Black myśl! - Ładne zdjęcie. - kontynuował brunet. - Mam podobne z moją dawną dziewczyną. Jest do Ciebie bardzo podobna. No bo to ty, no nie?
Gdy mówił o tej dziewczynie usłyszałam tęsknotę i smutek w jego głosie. Był na serio przystojny! Wtedy popatrzył na mnie. Buzia otwarła mi się szeroko. Oczy powiększyły do ogromnych rozmiarów. O.Boże! Nie to nie może być on!
- Sam!? - przerwał tą niezręczną ciszę.
- Louis!? - też nie ukrywałam zdziwienia.
Teraz byłam pewna, że to Tommo. Tylko on mógł zwracać się do mnie "Sam". Nienawidziłam tego zdrobnienia, bo nie jestem przecież facetem.
Wpadłam mu w jego otwarte ramiona. Łzy napłynęły mi do oczu. Wszystko działo się tak nagle. Pocałował mnie we włosy. Musze przyznać, że Lou urósł. Był o wiele wyższy niż 4 lata temu.
- Nie płacz już. - usłyszałam szept. Słyszałam, że mu mówienie ze wzruszenia też nie przychodzi z łatwością. - Chodź, usiądźmy.
Odsunął się o ode mnie i złapał moją dłoń. Przeszliśmy kilka kroków i usiedliśmy na ławce. Popatrzyłam się na Lou. Pocierał kciukiem o moją dłoń, aby następnie ją ucałować.
- Louis, pamiętałeś o mnie?
- Zawsze. Nigdy nie mógł bym zapomnieć. Jesteś już na stałe zapisana. Tu i tu. - wskazał na serce i mózg. Uśmiechnęłam się, ale musiałam zapytać o jeszcze jedno.
- Czemu nie starałeś się ze mną skontaktować?
Lou wyglądał jak na poparzonego. Był zdziwiony moi pytaniem.
- Teraz pewnie pomyślisz, że naprawdę zapomniałem i nie zależało mi na Tobie? - lekko pokiwałam głową. - Po prostu praca mi nie pozwalała na zakładanie Facebook'a czy Twitter'a. Z tego co się domyślam po przyjeździe do NY zmieniłaś numer?
- To nie zależało ode mnie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nadal nie mogłam opanować krzyku szczęścia, który zbierał się w moich płucach. - A gdzie pracujesz?
- W dużej londyńskiej korporacji. - jego głos stał się na chwilę jakiś taki chłodniejszy.
Po obgadaniu prawie wszystkich możliwych tematów, które siedziały nam obojgu w głowie. Bardzo się zmienił. Nie miał już grzywki założonej na bok, ale włosy ułożone miał w nieładzie. Powiedział, że to odróżnia go od innych facetów. Wszyscy mają brodę lub dłuższe włosy, a on nosi na głowie nieład artystyczny.Po patrzyłam jeszcze na jego stopy. Tradycyjnie bez skarpetek! Stary dobry Lou. Zauważyłam, że jego prawie cała prawa ręka była pokryta tatuażami. Był to jego, jak mówił taki "notatnik". Wyznał mi, że napis "Far Away" wytatuował z myślą o mnie. Byliśmy przecież tak daleko od siebie. Mi najbardziej podobał się jednak tatuaż gry w kółko i krzyżyk. Mówił mi też o próbie wystartowania w X Factor, ale niestety odpadł jednej z pierwszych rund. Potem pojechał do Londynu. Ja pochwaliłam się drugim rokiem studiów na Julliard.
- Czy może zachcesz? - zaczął teatralnym tonem. - Odwiedzić mnie w mojej rezydencji w najbliższą środę?
- Z wielką chęcią. - uśmiechnęłam się, następnie wybuchliśmy nieopanowanym śmiechem.
I tak po raz kolejny ścieżki Samanthy Black i Louis'a Tomlinson'a skrzyżowały się, ale na jak długo?
- Teraz pewnie pomyślisz, że naprawdę zapomniałem i nie zależało mi na Tobie? - lekko pokiwałam głową. - Po prostu praca mi nie pozwalała na zakładanie Facebook'a czy Twitter'a. Z tego co się domyślam po przyjeździe do NY zmieniłaś numer?
- To nie zależało ode mnie. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Nadal nie mogłam opanować krzyku szczęścia, który zbierał się w moich płucach. - A gdzie pracujesz?
- W dużej londyńskiej korporacji. - jego głos stał się na chwilę jakiś taki chłodniejszy.
Po obgadaniu prawie wszystkich możliwych tematów, które siedziały nam obojgu w głowie. Bardzo się zmienił. Nie miał już grzywki założonej na bok, ale włosy ułożone miał w nieładzie. Powiedział, że to odróżnia go od innych facetów. Wszyscy mają brodę lub dłuższe włosy, a on nosi na głowie nieład artystyczny.Po patrzyłam jeszcze na jego stopy. Tradycyjnie bez skarpetek! Stary dobry Lou. Zauważyłam, że jego prawie cała prawa ręka była pokryta tatuażami. Był to jego, jak mówił taki "notatnik". Wyznał mi, że napis "Far Away" wytatuował z myślą o mnie. Byliśmy przecież tak daleko od siebie. Mi najbardziej podobał się jednak tatuaż gry w kółko i krzyżyk. Mówił mi też o próbie wystartowania w X Factor, ale niestety odpadł jednej z pierwszych rund. Potem pojechał do Londynu. Ja pochwaliłam się drugim rokiem studiów na Julliard.
- Czy może zachcesz? - zaczął teatralnym tonem. - Odwiedzić mnie w mojej rezydencji w najbliższą środę?
- Z wielką chęcią. - uśmiechnęłam się, następnie wybuchliśmy nieopanowanym śmiechem.
I tak po raz kolejny ścieżki Samanthy Black i Louis'a Tomlinson'a skrzyżowały się, ale na jak długo?
***
"Ponieważ nie chcę Cię stracićPatrzę dokładnie na moją drugą połowęPuste miejsce w moim sercuJest teraz miejscem, którym się opiekujesz"
***
Witajcie!
Przepraszam za opóźnienie, ale wiecie koniec szkoły się zbliża i toczę jeszcze walkę o ostatnie oceny. O, jak mi to pięknie poetycko zabrzmiało! hehe... :)) I na dodatek rozdział miał być w weekend, ale mi się skasował. Ja jeszcze odrobinę Blogger'a nie czaję, ale na wszystko będzie czas. :) Przypominam o możliwości bycia informowanym na TT!!
Do napisania! :*
Genialny! <3
OdpowiedzUsuńWielkie dzięki :))
UsuńBardzo fajny rozdział, super że się spotkali :) Życzę weny :)
OdpowiedzUsuńDzięki za opinie! Też się ciesze :))
UsuńPodoba mi się :). Na prawdę super Ci to idzie ;*
OdpowiedzUsuńDziękuję Moja Droga! :)♥
UsuńWOW. Boskie. Naprawdę mi się podoba! Pisz kolejny rozdział :) Ciekawe, co będzie dalej u Sam (hehhe) i Lou. WRÓCĄ DO SIEBIE?! <3 Kocham to opowiadanie. Dodaję do listy polecanych przez mnie blogów i ff <3 :*
OdpowiedzUsuńhttp://infatuated-fanfiction.blogspot.com/
Dziękuję za ciepłe słówka :* Rozdział najpóźniej jutro! :D
UsuńSuper tak jak obiecałam zostawiam po sobie ślad i idę czytać dalej.
OdpowiedzUsuń@happily_20